PRACOWNIK MECHANICZNYCH WETERANEM

Jak projektować czy produkować broń? Takie umiejętności posiada wielu pracowników Zakładów Mechanicznych Tarnów. Jednak dodatkowo realia związane z jej użyciem zna niewielka część załogi. Jest wśród niej Józef Kozioł z Działu Budowy Prototypów. W związku z jego udziałem w misji pokojowej na Bliskim Wschodzie uzyskał on właśnie status weterana, przyznany przez Ministra Obrony Narodowej.

Pan Józef, obecnie pełniący obowiązki mistrza w Dziale BP, w 1975 roku służył w jednostkach stabilizacyjnych ONZ w Egipcie. Trafił tam jako ciekawy świata i żądny przygód żołnierz służby czynnej po wojnie między Izraelem a Egiptem. Służył jako kierowca samochodowy w strefie buforowej, oddzielającej zwaśnione siły. Wojska spod znaku błękitnej flagi ONZ strzegły ustanowionego półtora roku wcześniej rozejmu.

– Służbę rozpoczynałem w Ismaili jako żołnierz kompanii dowodzenia, której zadaniem była ochrona sztabu oraz aprowizacja polskiego szpitala wojskowego, obsługującego wszystkie kontyngenty wojskowe. Ja jednak chciałem zobaczyć coś więcej i na własną prośbę trafiłem do Samodzielnej Grupy Suez nad Morzem Czerwonym. Z tej bazy wyjeżdżaliśmy na Synaj do najdalej wysuniętych posterunków, tzw. „stykowych” z Izraelem. Za kierownicą polskiego STARa 660 przemierzałem drogi i bezdroża Synaju i gdyby nie reduktor i „lebiodka” w pustyni niejednokrotnie ciężko byłoby dotrzeć do wyznaczonych posterunków, do których nieraz docierałem samodzielnie – wspomina.

Były żołnierz ONZ dodaje, że jego jednostka nie znajdowała się co prawda pod bezpośrednim zagrożeniem ostrzału, to jednak na Synaju zdarzały się naruszenia rozejmu, szczególnie w okresie, gdy kończył się trzymiesięczny mandat sił ONZ, a następny nie był jeszcze podpisany. Stan wojny pomiędzy zwaśnionymi siłami nie był jeszcze na drodze politycznej zakończony. Duże zagrożenie stwarzały dla żołnierzy pola minowe, które niekiedy uwidaczniały się pod wpływem wiejących wiatrów na pustyni.

– Pewnego razu kiedy pojechaliśmy na Synaj, ponad 100 km w głąb pustyni, gdzieś w połowie drogi nastąpiła awaria samochodu. Na jednej z wydm piaskowych urwał się wał napędowy. Byliśmy zdani na własne siły. Zdecydowaliśmy się na naprawę, by pojazd był w stanie wrócić samodzielnie do bazy. Tym sposobem do posterunku Ghanbat dotarłem z dwugodzinnym opóźnieniem. Ghańczycy przyjęli nas gościnnie, poczęstowali obiadem, a sierżant, który był dowódcą konwoju i pierwszy raz był na pustyni robił pamiątkowe zdjęcia, przez co traciliśmy kolejne godziny. Należy dodać, że prawo poruszania się po strefie buforowej mieliśmy tylko do zachodu słońca. Po tym czasie Arabowie rozstawiali swoje posterunki i zasiekami blokowali drogi. Groziło nam również ostrzelanie konwoju. Niestety przed zmierzchem nie udało nam się dotrzeć do bezpiecznej strefy, przez co natknęliśmy się na pierwsze zasieki. Wartownicy arabscy zatrzymali nas pod groźbą użycia broni. Po trudnych negocjacjach poprosiliśmy o rozmowę z dowódcą jednostki wartowniczej. Po jakimś czasie przyjechał jeepem dowódca – oficer, który jak się później okazało – przed laty studiował w Polsce i wytłumaczyliśmy mu nasz problem. Dzięki niemu wydostaliśmy się do bezpiecznej strefy i stamtąd mogliśmy już kontynuować dalszą jazdę do przeprawy przez Kanał Sueski – relacjonuje.

Józef Kozioł po wcześniejszej pracy w Tamelu dopracował się już w Zakładach Mechanicznych dwudziestoletniego stażu. Zawsze fascynował go sprzęt wojskowy, dlatego praca w zakładach produkujących ten sprzęt była jednym z jego marzeń. Od samego początku z uwagą oglądał wszystkie hale produkcyjne i park maszynowy służący do produkcji części tych wyrobów. Ze szczególnym zainteresowaniem zapoznawał się z technologią wykonywania luf. Obecnie pracuje m.in. przy modernizacji samobieżnego zestawu przeciwlotniczego Biała. Pierwowzory tych armat, na bazie których stworzono nową konstrukcję, oglądał kiedyś na misji pokojowej w Egipcie. Status weterana daje mu prawo do pięciu dodatkowych dni urlopu oraz stwarza możliwość do korzystania z sanatorium dla żołnierzy, którzy służyli na misjach zagranicznych.